Islandia

Kraj trzy razy mniejszy od Polski gdzie zaczyna się pewna część naszego świata. Na próżno szukać tu lasów, gadów i płazów, jest za to dużo pięknych widoków i o wiele więcej owiec niż ludzi! Zapraszam Was do relacji z nietuzinkowego miejsca jakim jest Islandia. To #48 kraj w moim życiu, który mam przyjemność odwiedzić!

W dniu 33 urodzin grupa przyjaciół sprezentowała mi wyjazd do Islandii, która od dawna była moim celem na mapie Europy. Pakujemy się w stałym już składzie: ja, Koper, Prezes i Włosek i jedziemy na kolejną życiowa eskapadę! Zabieramy ze sobą dużo ciepłych ubrań, szalik i czapkę, wskazówki rtęci na termometrach pokazują tu nawet -37 stopi Celsjusza! Zobaczcie co warto odwiedzić, czego unikać i przede wszystkim jakie zwariowane przygody spotkały naszą czwórkę podczas tego wyjazdu. Będzie się działo, przeczytajcie i przekonajcie się sami!

Informacje praktyczne

  • Zegarki ustawiamy 2 godziny do tyłu względem POL
  • Waluta jest Korona ISK. [ 1 ISK to 0,031 złotego]
  • Dowód osobisty lub paszport / Islandia nie należy do Unii Europejskiej, ale jest w strefie Schengen /
  • Połączenia telefoniczne i Internet jak w POL

Co tak przyciąga naszych rodaków, że w całej Islandii jest nas blisko 25 tysięcy? Oczywiście, że pieniądze! Średni zarobek wynosi tu w przeliczeniu na polski złoty ponad 20 tysięcy! Pracodawca nie ma prawa Cię pospieszać i musi zapewni odpowiedni warunki pracy. Za pozostałe przyjemności jak np. wybielenie zębów firma zwróci Ci pieniądze! Niedowierzacie?!Spokojnie, jeszcze się nie pakujcie, jest kilka minusów. Życie na Islandii jest przytłaczające, statystycznie występuje tu największy procent osób z problemami psychologicznymi takimi jak depresja. Nic dziwnego, osobiście czułem się tu jak na księżycu! Nie przesadzam, nawet przygotowania do słynnego lotu Apollo 11 odbywały się właśnie tutaj – na Islandii.

Lot na Islandię

Nasza podróż linią lotniczą WizzAir trwała 4 godziny i 25 minut + samolot był opóźniony prawie 3 godziny. Ze względu na silne wiatry opóźnienia w ruchu lotniczym nad Islandią to bardzo częste zjawisko. Korzystając z wolnego czasu na terminalu w Warszawie rozpoczęliśmy imprezę , a na pokład boeinga weszliśmy już w bardzo dobrych humorach. Śmiechy trwały prawie całą drogę, najpierw poznaliśmy „dzięcioła” który walił głowa w Panią siedzącą miejsce wcześniej, a ja zostałem wyproszony z miejsca siedzącego na ziemi heh
Największe jaja były kiedy stewardessa zapytała o zamówienie i zrozumiała moje „frii biir” jako darmowe piwo, a ja chciałem zamówić po prostu trzy sztuki hehehe

Jak się poruszać po Islandii?

Na początku powiem Wam ciekawostkę, Islandia jest największym państwem w Europie, który nie posiada transportu kolejowego. Tak naprawdę jedynym sensownym rozwiązaniem na podróżowanie w celach turystycznych jest wypożyczenie auta. Jest to stosunkowo tanie rozwiązanie biorąc pod uwagę inne wydatki na Islandii. My skorzystaliśmy z firmy MyCar płacąc na pełne 3 dni tylko 1600 złotych już z pełnym ubezpieczeniem, bez żadnej kaucji. Kierowca odebrał nas z lotniska i później odwiózł na miejsce. Tu znajdziecie więcej informacji: https://mycar.is/

Jeżdżąc po Islandii czasami odniosłem wrażenie jakbym był na końcu świata i był ostatnim człowiekiem na tej planecie, tu naprawdę nie ma ludzi! Cała Islandia ma mniej więcej tyle mieszkańców co sam Lublin! Ciężko uwierzyć, prawda? Mimo wszystko należy pilnować prędkości, maksymalnie dopuszczalna to 90 km / h. Mandaty są tu bardzo drogie , płatne gotówką lub karta na miejscu! Swoją drogą chyba pierwszy raz nie dostałem mandatu heh. Warto wiedzieć , że dopuszczalna ilość alkoholu to 0,5 promila. Przez cały pobyt zrobiliśmy autem ponad tysiąc kilometrów! Pamiętajcie o zatankowaniu auta, jadąc w trasę jest mało stacji benzynowych.

Gdzie się zatrzymać?

Hotele i miejsca noclegowe wcale nie były takie drogie jak wyczytałem w Internecie. Aplikacja booking.com standardowo pokazała mi dobre miejscówki za przyzwoitą cenę. Pierwszą noc spędziliśmy w starym i opuszczonym Banku przekształconym w Hotel, który nazywał się Bank Guesthouse by KEF Airport. Można tam było zobaczyć jeszcze pancerne sejfy, pieniądze i pamiątkowe zdjęcia. Nasz pokój był jak najbardziej w porządku, posiadał telewizor, ciepłą pościel, a przede wszystkim dostęp do kuchni i łazienki. Hotel mieści się opodal głównego lotniska w Keflaviku, ok 50 km od stolicy. Nie było żadnego problemu z zakwaterowaniem w środku nocy, na e-mail otrzymaliśmy kod, który był jednocześnie kluczem do pokoju.

Pozostałe noce spędziliśmy już w Rejkiaviku rezerwując pokój w Hotelu GuestHause Pavi mieszczącym się w centrum stolicy. Miejsca parkingowe były w cenie tuż przy wejściu. Otrzymaliśmy pokój na 4 piętrze z prywatna łazienką i łóżkiem piętrowym. [ Włosek standardowo spał u góry ]. Całość trochę przypominało akademik, ale biorąc pod uwagę, że spędzaliśmy tu tylko nocki nikt nie był zniesmaczony. Szkoda, że nie było windy, musiałem się pewnie trochę natrudzić wracając z miasta z wózkiem sklepowym po schodach heh. Ostatniej nocy tylko jakiś gość obudził nas, licząc że planowo wymeldujemy się z hotelu.

Zanim opowiem Wam co udało nam się zobaczyć poznajcie kilka ciekawostek na temat Islandii, o których nie mieliście pojęcia tak samo jak ja!

  • Islandia ma 13 Św. Mikołajów, którzy niegrzecznym dzieciom przynoszą… ziemniaka
  • Jest tu ponad 10 tysięcy Wodospadów!
  • Przeciętny Islandczyk spożywa ponad 90 kg ryb w ciągu roku
  • Nie można mieć psów i kotów jako zwierząt domowych / są wyjątki, które wymagają specjalnych pozwoleń /
  • Na Islandii żyje cztery razy więcej owiec niż ludzi
  • Islandczycy piją najwięcej na świecie Coca-Coli
  • Legalne są tu małżeństwa homoseksualne
  • Na Islandii jest bardzo niska przestępczość, więzienia świecą pustkami
  • W całej Islandii nie ma żadnego McDonalda,
  • W stolicy Islandii znajduje się Muzeum penisów
  • Islandia nie ma swojego wojska i sił zbrojnych

Co zobaczyć na Islandii?

DZIEŃ I

Złoty Krąg

Zwiedzanie rozpoczynamy od wcześniej dobrze zaplanowanej trasy na tzw. „Złoty Krąg”.
Łącznie do przejechania mieliśmy lekko ponad 400 kilometrów. To był dzień kiedy to ja byłem kierowcą, a chłopaki mogli swobodnie odpalić piwko. Pierwszym przystankiem był Park Narodowy Þingvellir, który w 2004 został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Stąd też obserwuje znaczącą aktywność sejsmiczną i wulkaniczną. Jest to jedna z najczęściej odwiedzanych atrakcji na wyspie przez turystów, dla mieszkańców Islandii ważne miejsce ze względu na sprawy kulturowe i religijne. Wejście jest całkowicie bezpłatne

Samochód zostawicie na jednym z trzech dobrze oznaczonych parkingów i pozostałą część trasy pokonacie piechotą pomiędzy skalistym wąwozem. Idzie się dość przyjemnie w kierunku wodospadu Oxarafoss, który był tak duży, że przechodząc obok nawet go nie zauważyliśmy hehe. Mówiąc poważnie to był całkowicie zamarznięty i nie robił takiego wrażenia jak się spodziewaliśmy. Zatrzymaliśmy się na pamiątkowe zdjęcie i wróciliśmy ponownie do auta. Na całość trasy trzeba przeznaczyć nie więcej niż półtorej godziny.
W okresie zimowym znaki podpowiadają zakładanie raków.

Drugim elementem złotego kręgu jest Geysir, jako jedyny w Europie czynny gejzer. Wedle wiedzy Internetowej wyrzuca woda na blisko 80 metrów w górę, jednak to co zobaczyliśmy na żywo na pewnie nie przekraczało 6 metrów. Woda wybucha co około 10 minut. Bez względu na to jest to ciekawe miejsce w stu procentach stworzone przez ziemię bez ingerencji człowieka. Wokół unosi się mocny zapach siarki, z całe pole geotermalne przystosowane jest do zwiedzania, trzeba jednak uważać, woda osiąga 80 – 100 stopni Celsjusza. Wejście jest bezpłatne, a bok znajduje się restauracja, muzeum i sklepy z pamiątkami.

Ostatni punkt na mapie Złotego kręgu doprowadził nas do Wodospadu Gullfoss. To było pierwsze miejsce na Islandii, kiedy powiedziałem wooow! Spadająca w 31 metrową przepaść woda robi piorunujące wrażenie! Wodospad składa się z dwóch imponujących kaskad, 11 metrowej i wyższej 21 metrowej. Wyobraźcie sobie, że w każdej sekundzie przepływa tu blisko 400 metrów sześciennych wody. Poznaliśmy tu z Prezesem rodzinkę z USA, którzy byli tak samo chętni na robienie zdjęć jak my! Cały obszar przystosowany jest do przejścia wyznaczonymi ścieżkami na dwóch poziomach wysokości, przez co ten cud natury można podziwiać z różnych perspektyw. Zdecydowanie TOP jeden dzisiejszego dnia na Islandii!

Secret Lagoon Iceland

W drodze powrotnej postanowiliśmy skorzystać z basenów o nazwie Secret Lagoon Iceland. Są to najstarsze w całym państwie gorące źródła geotermalne. Warto tu wejść przynajmniej na godzinkę, odprężyć się w gorącej naturalnej wodzie z widokiem na wybuchający gejzer. Baseny otwarte są w piątki, soboty i niedziele w godzinach 13:00-19:00.Bilet wstępu no limit po przeliczeniu na złotówki to około 100 złotych. Do dyspozycji jest elegancka szatnia, prysznice i restauracja. Nie ma problemu, żeby otworzyć sobie piwko w wodzie. Pracują tu sami Polacy, zarówno na recepcji jak i ratownicy, którzy doradzili nam gdzie jeszcze warto zajrzeć w okolicy.

Kerio

Tuż przed zachodem słońca udało mi się jeszcze dojechać do jeziora wulkanicznego o nazwie Kerio. Znajduje się w pobliżu Reykjaviku – przy drodze 35, ok. 13 km na północ od miasteczka Selfoss. Nie było tam jednak nawet kropli wody … wewnątrz znajdował się krater wulkanu Grímsnes. Przypominało mi to trochę „kamieniołomy” na Ślichowicach w Kielcach. Wejście kosztowało 500 Koron islandzkich czyli jakieś 15 złotych. Coś podobnego widziałem na wyspie Kos w Grecji, wtedy podczas lata zrobiło to większe wrażenie. Chłopaki zostali w samochodzie i wcale nie mają czego żałować.

DZIEŃ II

Wodospad Seljalandsfoss

Wstajemy około 9 rano, jemy śniadanie i zaczynamy drugi dzień zwiedzania jadąc drogą numer 1 w kierunku miejscowości Vik na południowy wschód kraju. Po drodze zatrzymujemy się w wyznaczonych punktach, a pierwszym z nich był wodospad Seljalandsfoss. Jest wąski, wysoki na 65 metrów i przyciąga wielu turystów. Parking tutaj jest płatny w wysokości ok 700 Koron Islandzkich, a obok znajduje się drewniana budka z pamiątkami. Drewniane posadzki wyznaczają drogę ruchu pieszego, jednak ze względu na duży śnieg wejście na górę było zamknięte. Spokojnie wystarczy 30 minut, żeby nacieszyć wzrok, zrobić pamiątkowe zdjęcia i udać się w dalsza drogę.

Wodospad Skógafoss

Drugi z planowanych do zobaczenia wodospadów widoczny był już z drogi głównej. Zrobił na mnie największe wrażenie, szeroki jest na 15 metrów i ma 62 metry wysokości. To co jednak zwracało uwagę to szum wody uderzającej z ogromną siłą o ziemię! Silny wiatr i odbijająca się woda powoduje, że w kilka chwil byłem cały mokry. Korzystając z możliwości podejścia bardzo blisko wodospadu poślizgnąłem się na zlodowaciałej powierzchni i zjechałem kilka metrów w dół! Finalnie udało mi się podejść w samo epicentrum, wyciągnąć szaliczek Hobby Travel i stanąć oko w oko z potęgą cudu natury jaki tu zobaczyłem. Z ciekawostek wodospad Skógafoss pojawił się w 5 sezonie popularnego serialu Wikingowie. Wodospad można też zobaczyć z góry, to jednak przeprawa przez ponad 400 stromych schodków wymagająca trochę wysiłku. Widoki z góry ze specjalnej platformy powinny jednak wynagrodzić trud podejścia.

Plaża Reynisfjara

Podobno miejsce to pretenduje do najbardziej malowniczej plaży świata … być może, ale w momencie naszej wizyty na tzw. Czarnej Plaży doznaliśmy czegoś niespotykanego. Nigdy do tej pory nie miałem do czynienia z tak potężnym żywiołem jak tutejszy wiatr. Jego moc dosłownie przewracała ludzi na ziemię, a na parkingu z samochodu wyrywały się otwierające drzwi. Przed wejściem co prawda stoi tabliczka świetlna z zakazem wejścia, ale nikt z nas nie spodziewał się takiej mocy! Zasada numer jeden mówi, że nie wolno odwracać się tyłem do wody. Prądy wodne, fale i wiatr potrafią wciągnąć do oceanu nawet dorosłą osobę, zjawisko to nazywa się sneaker waves i  właśnie w ten sposób wielu turystów straciło tu swoje życie.

Oprócz czarnego piasku, plaża pozwala zwracać uwagę na klify i formacje skalne wystające z nad powierzchni wody oceanu, nazywają się one Reynisdrangar. Wszystkie uformowane wokół skały powstały w efekcie aktywności wulkanu tworząc min. jaskinię Hálsanefshellir, w której musieliśmy się schować przed potężnym wiatrem! Cały krajobraz pojawił się min. w filmie „Gra o tron”. Zwiedzając to miejsce musicie pamiętać o bezpieczeństwie, ale z pewnością było to coś pięknego! Zapoznajcie się tylko wcześniej z godzinami odpływu i przypływu oceanu. Podczas największego przypływu woda dochodzi pod same klify i przejście przez plaże jest praktycznie niemożliwe. Niedaleko na plaży możecie jeszcze zobaczyć porzucony i zostawiony do dziś wrak amerykańskiego samolotu!

Dyrhólaey.

To półwysep i jednocześnie zajebisty punkt widokowy będący podsumowaniem nadmorskiej części brzegowej Islandii. Na jego czele widnieje wystający z wody charakterystyczny łuk skalny, który uformował się w Oceanie. Droga doprowadzi Was do parkingu tuż obok latarni morskiej. Spacer i podziwianie widoków jest połączony z ciągłą walką z wiatrem. Koper i Włosek już nawet nie wyszli z samochodu, a prezes idąc za mną był w stanie „usiąść w powietrzu” unoszony przez powiew wiatru! Krajobrazy były boskie, widoki zupełnie inne niż te , które widziałem do tej pory w innych częściach świata. To było coś!!!!

Sólheimajökull

W drodze powrotnej skręciliśmy jeszcze zobaczyć lodowiec Sólheimajökull. Z parkingu do punktu widokowego szło się około 15 minut spacerem, który podobne jak we wcześniejszych miejscach był mocno utrudniony przez wiatr. Są tu organizowane specjalne wycieczki z przewodnikiem, bez odpowiedniego sprzętu i przeszkolenia zwiedzanie jest niebezpieczne. Nie wolno zbaczać z wyznaczonej trasy bo można wpaść do szczeliny. Ładne miejsce jednak wytrzymanie tutaj dłuższej chwili wymaga odpowiedniej pogody, która tego dnia nas nie oszczędzała. Mimo wszystko to był piękny dzień, przynoszący dużo wrażeń i kozackich wspomnień!

DZIEŃ III

Reykjavik

Zaczęło się z dużym bólem głowy, bo trochę odpaliłem poprzedniego wieczoru odwiedzając miejscowe puby. Nic nie zapowiadało tak ciekawego dnia jak przeczytacie za chwilę. Po porannym śniadaniu rozpoczęliśmy zwiedzanie stolicy wysypy czyli miejscowości Reykjavik. Spacer wzdłuż głównych ulic doprowadził nas do placu Ingólfstorg, po drodze mijając charakterystyczny mały budynek będący siedzibą rządu. Dotarliśmy do Sun Voyager, która jest wizytówką miasta, rzeźba symbolizuje „łódź ze snów” i ma przekazać obietnicę nieodkrytego terytorium, marzenie o nadziei, postępie i wolności. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie, odwiedziliśmy sklep z pamiątkami i poszliśmy dalej

Niestety od 1996 roku na Islandii całkowicie legalne są małżeństwa osób tej samej płaci! To chyba jedyna rzecz w całym Państwie, która mi się nie spodobała! Charakterystyczna „tęczowa” ulica prowadzi wprost do Kościoła Hallgrímskirkja, który ma 74,5 m wysokości i jest drugim co do wysokości budynkiem w całej Islandii. [ wieżowiec Smáratorg, ma tylko 3 m więcej ]. Jego budowa trwała ponad 40 lat, a w środku największe wrażenie robią okazałe organy. Godziny otwarcia oraz inne szczegółowe informacje znajdziecie pod linkiem: https://www.hallgrimskirkja.is/en/visiting-the-church

Świątynia nie posiada statusu katedry, ale w moim przekonaniu to bardzo okazała budowla, skąd można podziwiać panoramę całego miasta. Łączy dziś funkcje miejsca kultu oraz atrakcji turystycznej, w jego murach pomieści nawet 1 200 wiernych. Wejście do środka jest darmowe, a na specjalną platformę widokową wjedziecie windą, by później pokonać kilka poziomów po krętych schodach. Super, że trafiliśmy na przejrzyste niebo dzięki czemu widoki były zniewalające! Obowiązkowy punkt podczas wizyty w Reykjaviku!  Na placu przed kościołem stoi pomnik wikinga Leifa Erikssona zwany Szczęśliwym. Był on prawdopodobnie pierwszym Europejczykiem, który postawił nogę na kontynencie północnoamerykańskim i miał tego dokonać na około 500 lat przed Krzysztofem Kolumbem! Jaka jest prawda ?

Deildu minningunum

Po spędzeniu kilku fajnych godzin w stolicy pojechaliśmy na ostatnią część naszej wycieczki w miejsca, które ciężko znaleźć w przewodniku, a nawet w Internecie. Pierwszym z nich było Deildu minningunum! Co to za miejsce ?! Słuchajcie, Islandia położona jest między dwoma płytami tektonicznymi euroazjatycką i północnoamerykańską, które przecina ten kraj i jest w ciągłym ruchu [ podobno Islandia zyskuje 2 cm ziemi w ciąg roku ]. Uskok, w którym się znaleźliśmy jest właśnie połączniem tych płyt także mogłem powiedzieć , że znajduje się na dwóch kontynentach jednocześnie. Całość przypominało mi wąwóz, który łączył symboliczny most.

Gunnuhver

Trafiliśmy tu zupełnie przypadkiem, a przyciągnął nas widok dymu i zapach siarki. Żwirkowa śpeka droga doprowadziła nas do miejsca przypominającego pole wulkaniczne. Znajdowały się tu platformy spacerowe, z których można było podziwiać niezwykłe zjawiska przyrodnicze. Chodzenie poza wyznaczonymi pomostami było mocno niebezpieczne, wulkany błotne co jakiś czas wybuchały, a temperatura wyrzucanego przez nie błota przekracza 300 stopni Celsjusza. Kolejne zajebiste miejsce, do którego warto podjechać, czego nie znajdziecie na mapie, a przeczytacie tylko na moim blogu!

Volcano Man

Z daleka dojrzeliśmy widok latarni morskiej …. tym razem dojeżdżamy w miejsce kręcenia oficjalnej zapowiedzi i teledysku do filmu: Eurovision Song Contest!. Dla Prezesa było to jednak coś więcej, chłopak oszalał ze szczęścia, nigdy go nie widziałem tak zadowolonego! Tu zobaczycie oryginalny filmik na YouTube mający już ponad 7,2 milionów wyświetleń: https://www.youtube.com/watch?v=AdW6BBF22AY Jak tu dojechać? Sam nie wiem, po prostu prosto w nieznaną i nieoznakowaną drogę!

Na mnie największe wrażenie zrobiło skaliste wybrzeże i głos rozbijających się fal oceanu. Krajobraz wokół przypominał widoki z innej planety. Byliśmy tu zupełnie sami … no może oprócz figurki pingwina i pozostawionego sprzętu muzycznego. Niesamowity obszar, ogromna przestrzeń dla wyobraźni i poczucie grozy panującego świata! Coś niesamowitego, dla mnie główny sens podróżowania i poznawania tak zajebistych sfer niedostępnych na co dzień dla ludzkiego oka.

Gorące źródła

Na koniec zostawiliśmy sobie wizytę w naturalnym basenie gorących źródeł. Jest to oczywiście całkowicie nielegalne, ale popularne wśród turystów. Trzeba tylko znaleźć odpowiednia „dziurę w ziemi” z gorącą wodą i uważać, aby nurt nie porwał Cię do Oceanu.
Pierwszy raz w życiu miałem okazję takiej „dzikiej kąpieli” gdzie nie ma żadnych szafek, pryszniców tylko wszystko całkowicie stworzone jest przez środowisko panujące na wyspie. Najgorsze było wyjście z wody i szybkie przebieranie się w temperaturze około 0 stopni, ale z pewnością warto coś takiego przeżyć będąc tu na Islandii. Włosek, dlaczego nie wszedłeś do wody ????!!!!!

Co zjeść na Islandii?

Wyczytałem, że potrawą główną jest tutaj zgniły rekin, także nawet nie myślałem, żeby tego spróbować. Standardowo udaliśmy się dwa dni z rzędu na pizzę, która okazała się strzałem w dziesiątkę! Była lepsza od tej we Włoszech, mówię to z pełna świadomością! Zupełnie inny smak niż w innych regionach Europy. Zamawiając dwa duże placki najedliśmy się całą grupą! Piwo w knajpie rzeczywiście jest drogie, trzeba zapłacić około 1200 Koron czyli jakieś 40 złotych. W restauracjach często spotykaliśmy pracujących tam Polaków, którzy chętnie opowiadali nam o swojej pracy i wysokich zarobkach.  Odwiedźcie miejscówkę ze zdjęcia poniżej, poleciła nam ją również Polka pracująca na recepcji basenów termalnych.

Jeśli zakupy to w najbardziej popularnym sklepie jakim jest tutaj BONUS z charakterystycznym logiem świnki. ( taka nasza Polska biedronka ) Nie kupicie tam jednak piwa z większą ilością alkoholu niż 2,5 procenta. Całkowity monopol na wysoko procentowy alkohol w Islandii ma państwowa sieć Vinbudin i otwarta jest od 10:00 do 18:00. Sklepów tych jest sporo i mieszczą się głównie opodal jakieś galerii lub punktu gastronomicznego. Najczęściej spotykanym piwem jest GULL, Koper kupił piwko o nazwie BOLI, ale co chce Wam powiedzieć: wyobraźcie sobie, że na Islandii do 1989 roku piwo było zakazane w sprzedaży! Także picie piwa jest w pewnym sensie „nowością” dla Islandczyków w porównaniu chociażby z Polakami!

Islandia mega pozytywnie mnie zaskoczyła, ma w sobie coś co uwielbiam najbardziej czyli moc natury stworzonej przez przyrodę. Nieziemskie widoki i księżycowy wręcz klimat zostanie ze mną na zawsze. Jeśli dane mi będzie tu wrócić, tym razem zdecyduje się na miesiące letnie, zobaczyć podobno inne oblicze tego Państwa. Na koniec podziękowania dla koleżanki Xenii, na co dzień mieszkającej i pracującej w Islandii za oprowadzenie po zajebistych miejscówkach, których nie znalazłbym w żadnym przewodniku. Jeśli spodobał Wam się post i zainteresowałem Was tym wpisem zostawcie krótki komentarz i zapraszam do odwiedzenia pozostałych moich relacji na www.hobby-travel.pl.

Wizyta na Islandii uczy skromności, zauważysz jak nie wiele miejsca zajmujesz na tym świecie!